Sympatyczny Zatoichi tak mi przypadł do gustu że zaryzykował bym nazwaniem go japońskim Louis de Funèsem. Postać początkująca pewien etap w kinie samurajskim z przymrużeniem oka nazwijmy to komedią. Aczkolwiek w filmie tym dostaniemy na talerzu również szczątki dramatyzmu czy jak w końcowej scenie odrobinę akcji.
Polecam ten film wszystkim sympatykom kina samurajskiego jako chwila oddechu od lejącej się krwi , w co trzecim filmie tego gatunku.